niedziela, 17 maja 2009

Dalej...

Było ciężko, ale różowo miejscami. Generalnie czułam się tak zagubiona, że to masakra po prostu. Podczas pierwszego tygodnia z trojaczkami towarzyszyli mi: pani J. narzekająca, że 10 h pracy to za dużo i ciężkie do przejścia (ja w tym czasie marzyłam o tylu godzinach, a czemu to możemy się domyśleć), miejscami wujek i ciocia dzieciaków, a także ich rodzice. Poza tym dziewczyny były chore oraz marudzące z tego powodu, a domownicy zniecierpliwieni i bliscy wyczerpania fizyczno - nerwowego. Po pierwszych dwóch dniach uznałam, że mogę nie dać rady mimo swojej ambicji, ale po tygodniu wsiąkłam w atmosferę. Dzieci dziwnie szybko mnie zaakceptowały, najważniejsze, że nie płakały na mój widok, pozwalały mi się ze sobą bawić, a przytulanie i mokre całusy doszły z czasem. Najważniejszym momentem było to kiedy K. przyszła do mnie po raz pierwszy z wymiętoloną pieluchą z chęcią przytulenia, a jeżeli ta twarda sztuka zmiękła to już było pewne, że zostałam kupiona przez wszystkie.
Imiona zapamiętałam od razu i od razu potrafiłam odróżnić laski. Ja nie wiem jak ktoś może mieć z tym problemy, buźki różne, wzrost i budowa ciała inna, o włosach nie wspominam... Fakt, że oczka bardzo podobne, więc gdy siedzą w wózkach, mają założone czapki i identyczne kurteczki to kiszka, ale ja moja ukochaną G. zawsze rozpoznam, a jeżeli ją to po nitce do kłębka... :D (jeżeli jakiś nauczyciel mi powie, że nigdy nie miał pupila to w łeb dam i nie uwierzę; uwielbiam wszystkie trzy i staram się traktować równo, ale do G. to mam słabość :-)).
Jednym z większych problemów było zapamiętanie kolorów smoczków i rzeczy dziewczynek. G. - pomarańczowy smoczek, pomarańczowy fotelik, ale wózek i smoczek nocny to znów zielony; K. - niebieski smoczek dzienny i nocny, fotelik i wózek, ale z kolei ubranka przeważnie różowe; D. - czerwony smoczek dzienny oraz fotelik, różowy nocny, pomarańczowo - czerwony wózek, ubranka przeważnie zielone. Nie mogę uwierzyć, że pamiętam, ale nie wykluczone, że coś przekręciłam, o kolorach rowerków nie wspomnę, bo jutro jak wstanę i pójdę do pracy to z pewnością wymieszam w nich dzieci.
Rozwijająca ta praca, a szczególnie ćwiczy pamięć. Zapamiętałam również imiona kotów w liczbie trzech oraz w którym pokoju, które dziecię położyć, problemem nie jest już włączanie monitora oddechu i elektronicznej niani w pokoikach oraz następnie w salonie - razy trzy...
Jutro znów idę do pracy, przez weekend to mi brakuje moich dziewczyn, zaczyna mi nawet brakować tego ciągłego chodzenia, odciągania od sprzętów różnorakich i upominania.

A co u mnie? Dziś najpierw poszłam do ukochanej stadniny, aby się instruktorka Ania mogła troszeczkę poznęcać oraz aby klaczka Giga znów miała potłuczony kręgosłup i nerki przez moje kartoflowate ciałko. Zsiadłam z konika, nogi tradycyjnie się ugięły i czułam, że żyję. Wpadłam także na pokaz komandosów i spadochroniarzy do pobliskiego miasteczka. Te męskie ciała w tych pięknych mundurach... Sami rozumiecie... ech... idę pomarzyć. Pa :D

4 komentarze:

  1. nigdy w życiu bym nie zapamiętał, co jest której. predzej bym podpisała flamastrem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Foksal -- co jest której to na razie nie ma znaczenia ani dla mnie ani dla Małych, istotne jest jedynie dla rodziców chcących za wszelką cenę podkreślić indywidualność każdego dziecka, z jednej strony w porządku jeżeli się nie przesadza...

    OdpowiedzUsuń
  3. Po co takim dużym dziewczynom monitor oddechu?

    OdpowiedzUsuń
  4. Gabriela - dziewczyny skończą za tydzień 16 miesięcy, więc śmierć łóżeczkowa raczej im nie grozi, ale to monitor oddechu i elektroniczna niańka w jednym. Każda ma swój pokoik na górze, a ja siedzę zwykle na dole, więc słyszę co wyrabiają. Podglądam je na komputerze, bo w każdym pokoiku jest kamera. :-)

    OdpowiedzUsuń