piątek, 31 lipca 2009

Temat na dziś

Zapamiętaj Polaku mody oraz stary: Ludzie bywają "sympatyczni i mili" tylko i wyłącznie po to, aby zakryć własne wady i niedociągnięcia. Któż nie ma usterek... dlatego właśnie sprawiam wrażenie przyjaznej oraz wiarygodnej.
Pod skorupką mam w sobie diabła.
666!

środa, 29 lipca 2009

Nowa Ola...

Nowa sobie radzi świetnie, aż za dobrze aby mogło to być prawdziwe.
Ulga, kamień spadł mi z serca i mam wrażenie, że na wakacjach jestem, wracam do domu a Słońce jeszcze wysoko...
Jestem opalona, to fakt i zalety mojej pracy w okresie letnim. Spacerki i ogródek robią swoje.
G. potrafi powiedzieć "co to" robiąc przy tym taki fajny dziubek :-). Okularki jeszcze nie do końca dopasowane, zsuwają się jej z noska, ale będzie dobrze.
Zamierzamy ucywilizować laski zabierając je do fryzjera lub sprowadzając fryzjerkę - ryzykantkę do nas. No ciekawe, no ciekawe, interesujące. Potrafię przewidzieć finał, Emilia nie i tym się różnimy.
G. ustawicznie ucieka nam z ogródka, nie pomagają ani prośby, ani groźby, trzeba wziąć na ręce i zanieść bąka z powrotem, wrzeszczy czy nie, co za różnica. Ostatnio odkryłam niestety przyczynę takiego zachowania, a mianowicie - tata Tomek pozwala, cytuję: "połazi sobie trochę i wróci". Cóż... ma rację, w sumie gdy opiekunów jest piątka a dzieci trójka to nawet jak na dach wejdzie to przecież ktoś złapie... sytuacja zmienia się jednak diametralnie gdy jesteśmy we dwie lub jestem sama, ale co tam... Tata Tomek pozwala... :/
Z K. można już normalnie porozmawiać, rozumie wszystko, odpowiada "tak" lub "nie", ale grunt, że dogadamy się w kwestii chęci pójścia do łóżeczka czy jedzenia. Dziś strasznie marudziła, więc pytam: "K. chcesz pójść odpocząć do łóżeczka?", K.: "Tia" i pokazała palcem na schody. Poszła bez mrugniecia, poleżała 15 minut i wróciła w dobrym humorku. Ciekawe, ale w sumie czemu się dziwić, każdy potrzebuje chwili samotności, a szczególnie one skazane na siebie prawie 24h...
D. tak fajnie mówi "dom" i "kto tam" :-).
Czasami sobie myślę jak by to było być opiekunką jednego dziecka. "Nózie w gózie i pilniczek do paznokci"? Może skórki bym miala całe... No i nie pracowałabym nad swoim zezem i szyjokręczem. Jakaż to różnica wodzić wzrokiem za jednym... ale lipa, bo tu trzeba patrzeć na jedno, zezować za drugim i co pół sekundy obracać szyję by sprawdzić czy trzecie, aby na pewno nie jest już pod sufitem. Umarłabym z nudów, ale tak trochę poumierać to bym chciała, no w końcu wszystkiego trzeba doświadczyć :-).
Wysypiam się, śpię dokładnie osiem godzin. Nie załatwiam tysiąca rzeczy, nie obmyślam po położeniu się spać koncertowej strategii działania, planów od A-ź oraz nie wstaję przed budzikiem z nowymi pomysłami w głowie. Cóż... jeszcze niecały miesiąc i pewnie taki kołowrotek znów się rozkręci.
Buziole!

poniedziałek, 27 lipca 2009

Jest nas więcej

Kolejna opiekunka szczęśliwie znaleziona, ryzykantka jakaś czy jak? Hmmmm... nie wiem czy bym się po raz drugi podjęła, szczerze powiedziawszy wątpię, ale ona biedna jeszcze chyba nie do końca zdaje sobie sprawę. Ma już pierwszy tydzień za sobą, ale poza nią byłam ja i babcia, więc się nie liczy. Dziś zszokował ją występ artystyczny G. - ona będzie kiedyś wokalistką w kapeli metalowej lub śpiewaczką operową, płuca to ona ma. Oby się ta trzecia (nazwijmy ją Ola) szybko nie zniechęciła. Młodsza nawet ode mnie, wesoła taka śmiechotka, więc chichoczemy razem :-D. Miejmy nadzieję, że to twarda sztuka. Mamy więc mocny skład i nie muszę pracować po 10 godzin, będę sobie jak gdyby nigdy nic wychodziła o 16.00, bo o tejże porze będzie przychodziła Ola na cztery godzinki.
Jestem po koncertowym weekendzie z bandą siedmiu Szwedów. Nie straciłam głowy, a wręcz przeciwnie - zyskałam społeczny prestiż i sprzedałam 6 piw za 20 euro, opłacało się :D? Szewduchy na początku zimne i mroczne, ale dwa piwka (oni nie przyzwyczajeni do butelek 0,5 litrowych, u siebie mają mniejsze), dwa kielonki i spokój, a już po swoim występie rozkręcili się na maksa, aż do tego stopnia, że stwierdzić by można, że "ziomki z nich". Jednak jak tylko przybyli i jadłam z nimi obiadek dwojąc się i trojąc, aby nawiązać jakąkolwiek konwersację, a tu tak czy tak drętwo jak w prosektorium to wcale mi do śmiechu nie było, uznałam nawet, że ten obiad to ja zjem jakoś, ale całej nocy to ja z nimi nie wytrzymam, a tu niespodzianka :-D. Orientujecie się może czy wynalazca alkoholu do picia dostał Nobla czy jakąś inną nagrodę? Tak na poważnie to pozostawili miłe wspomnienia. Jednak przez tą organizację to conajmniej z 5 lat życia mniej, no i wieloletnia przyjaźń wisiała na włosku przez ponad dobę, z bliskimi to nie powinno się interesów robić, oj nie...
Dziewczyny szybko zaakceptowały Olę, niemalże od razu. Gorzej z okularkami. Lubi je nosić ta, która nie musi. D. trochę ponosi i ściąga, a G. jak już włoży to na 30 sekund, a potem tylko "Ne, ne, ne" i "aaaaaaaaaaaaaaaa".
Ala wróciła po tygodniowym urlopie zmęczona, pewnie ma coś takiego jak ja po weekendach. Mój ukochany urlopik już za tydzień :-), w końcu się wyśpię.
Pozdrowienia z Górnego Śląska. :-)

sobota, 18 lipca 2009

Ciekawostki przyrodnicze

Okularki dla G. i D. już są, tzn. są na razie oprawki ze szkiełkami zerowymi. Na szkiełkach trzeba zaznaczyć krzyżykiem dokładne położenie źrenic, optyk miał spory problem z ujarzmieniem potworków, były dwie próby, dwa dni pod rząd i nie dał rady... Był krzyk, sztywność i rozpacz. Rodzice dostali zakupione oprawki do domu wraz z markerem, do tej pory wszelkie próby bez powodzenia. Ściągają od razu po założeniu i nie ma zmiłuj się. Nie wyobrażam sobie tego potem, powinni wymyślić jakieś szkła na "kropelkę" dla takich maluchów. Gdyby te oprawki przynajmniej tanie były, a tak dojdzie stres z pilnowaniem :/.
Podobny cyrk był wcześniej u okulisty. Zamiast jednej wizyty były dwie. Pierwsza w przyjemnym gabinecie gdzie trzeba raczej dać się zbadać, a druga już w szpitalu podczas której można było użyć metod siłowych posługując się odpowiednim sprzętem.
K. nie będzie poszkodowana, dostanie zerówki. :-)
Poza tym to straszliwe pedantki nam rosną, przynajmniej z K. i D., G. jak zwykle takie sprawy ma w nosie. Każdy paproch musi być z podłogi podniesiony, bo inaczej jest strach, szloch, pokazywanie paluszkiem i to "beeee" wypowiadane tak przeraźliwie.
Dziwne dzieci, jestem w szoku.
W ogródku to samo. Człowiek nie ma chwili spokoju, bo raz jedna, raz druga ubrudzi rączkę piaskiem i z przestrachem przylatuje pokazując, że ma "beeee", a już w ogóle zaczyna się tragedia gdy piasek dostanie się do sandałka.
Boso po trawce boją się chodzić, a gdy w wannie czy w basenie pływa jakiś najdrobniejszy śmieć to nie wchodzą. Na taką prawdziwą pływalnię to chyba w życiu nie pójdą, bo umrą ze strachu....
Oby im przeszło, bo zwariujemy my i przyszli mężowie naszych pięknych panien :-D.

czwartek, 16 lipca 2009

Jestem...

Jestem... zajęta, ale to tak pozytywnie zajęta :-). Tak, że co chwilę coś :-).
A to przyjemny weekendzik z przystojnym, tajemniczym Niemcem, który pozostać musi tajemnicą do grobowej deski zapewne :P. Nawet fotek nie mam... Czas spędziłam w równie tajemniczym oraz malowniczo - wiejskim miasteczku przygranicznym. Grunt, że łupy zebrałam no i zabawa przednia :-D. No i jestem z siebie dosyć zadowolona, bo dałam sobie radę "of kors ol in inglisz" przez 24 h.
A to kumpel mnie wrobił w sprawy organizacyjne pewnego koncertu a sam burak jeden w "rajchu" siedzi, a Galllena jego wzorem wrabia tysiące innych ludzi, bo sama by na pewno nie wyrobiła, załatwia setki spraw po 10 godzinach pracy, zapomniała co znaczy wyspać się i nie może wyjść z kataru od dziesięciu dni bo nie ma kiedy... Niejedna babcia ma zapewne rację - "Niemcy zawsze wszystkiemu winni". Cierpię poza tym na paniczny lęk przed nadchodzącym rachunkiem telefonicznym, bo wiele spraw jest sterowanych zdalnie z G., D., lub K. na kolanach, przez co dochodzi tłumaczenie ludziom "co to za wrzask?!" oraz "co ty robisz z tymi dziećmi?!". Całe szczęście, że po polsku, bo chyba musiałabym zrezygnować z komórki. Dałam sobie radę jakoś. Śląsk, Wrocław, Kraków i Poznań oplakatowane, satysfakcja jest, załatwione już prawie wszyściutko, zostałam nawet oficjalnie pochwalona i aktualnie oczekuję podziękowań - "ze łzami w oczach" oczywiście, a co! Łeb to ja na karku mam i obym go nie straciła, okaże się po 25 lipca...
Pogoda piękna aż tak, że wczoraj w natłoku organizacyjnych spraw zapomniałam zrezygnować z konnej jazdy, no i poszłam... Musiałam wykąpać konia po wszystkim, spocił się delikatnie mówiąc, ale tak szczerze to i tak było to prostsze niż kąpiele dziewczynek :-D.
Wychodzimy z potworkami do ogródka. Został "dostosowany". Mamy piaskownicę - jedna, mała, płytka, piasek suchy i do niczego, nie bawią się w niej... Mamy zjeżdżalnię - G. potrafi sama wejść i zjechać nie wybijając przy tym zębów. Mamy basen dmuchany z wodą do kostek oraz stroje kąpielowe. Laseczki odrobinkę niepewne, ale zadowolone. K. ma nową strategię gryzienia - udaje, że się przytula do pleców siostry ze słodkiem uśmieszkiem i nagle "cap z łopatkę" lub w okolice...
Po ogródku chodzimy bez pampersów :-D.
Z dziewczynek zrobiły się tragiczne pedantki, z okularami będzie horror, ale o tym w sobotę.
Idę sobie przypomnieć o tym o czym zapomniałam :-/.
Ciao!

poniedziałek, 6 lipca 2009

Tylko 8 godzin!

Jak to dobrze przyjść do pracy tylko na 8 godzin :-). Normalnie luksus! Przychodzę sobie na 7.00 i jak gdyby nigdy nic wychodzę o 15.00 :-)! Słońce jeszcze wysoko, sklepy pootwierane, żyć nie umierać :-).
Szefostwo wyjechało na trzydniową wycieczkę. Święty spokój i radość nastała w domu pracy mojej, tyle, że w ciągu 7 godzin zdążyli zadzwonić 4 razy przerywając imprezę...
Dzisiaj towarzyszyła mi babcia dziewczynek - dusza człowiek. Objedzona, opita i z głową pełną najnowszych plotek po pracy powlokłam się na przystanek. Babcia mimo, że schorowana to sobie poradzi, chyba jako jedyna osoba w tej rodzinie. Jutro zabawę zaczynamy od nowa.
Ukochani rodzice wracają w środę późnym wieczorem a czwartek, piątek oraz weekend mam wolny! Święto jakieś czy lepsze czasy nastały, czy jak? Uznali, że będą oni oraz dziadkowie, więc "damy sobie radę". Oby... Ja zwariowałam już na tyle, że gdy zdarza się sytuacja, że wychodzę i zostawiam Emilię czy Tomka samych z dziećmi to zaczynam się obawiać, czy aby na pewno poradzą sobie. Paranoja, choroba psychiczna itd.
Piękny jest ten świat. :-)

środa, 1 lipca 2009

Fajnie jest.

Jestem tak opalona dzięki spacerkom jak nie byłam dawno, nawet po wyjazdach wszelakich. Wyciągnęłam sobie na jutro miniówę, bo nogi trochę blade jeszcze :P. Poza tym to mam rozmiar 38, a w porywach nawet 36 :-D!
Ostatnio spokojnie, w tym tygodniu nawet się wewnętrznie nie buntuję, nawet mi się chce, nawet nie trzęsę nikim w myślach :-).
Pozytywnie, bo nikomu nie rosną ząbki i nikt nie rozpacza z tego powodu.
Obiadów jak nie jadły tak jeść nie chcą.
Pierwszy raz pozwolono na rysowanie kredkami świecowymi. G. po kilku kropkach kompletnie straciła zainteresowanie, K. coś tam coś tak wymalowała i połamała kredki, D. jak K., ale bez łamania.
Byłyśmy w piaskownicy po raz pierwszy, towarzystwo zadowolone, poza kuzynkiem Mareczkiem (4 lata), który jest zazdrosnym jedynakiem, dzielić się nie potrafi (młode wzięły jego wiaderko z łopatkami, grabkami, foremkami) i nie przetłumaczysz, był foch za fochem i próby odciągania...
K. maniakalnie próbuje brać do rączki rzeczy znajdujące się na obrazkach i strasznie się wkurza, bo oczywiście "nie da się". Dziwne, pozostałe tak nie mają. Nawet gdy narysowałam kreskę na kartce to również próbowała ją podnieść.
Coraz częściej czynią próby zabawy ze sobą: usiłują tańczyć razem, "robić pociąg", przytulają się i całują bez okazji :-). Ostatnio nawet D. próbowała podrzucić płaczącej siostrze zabawkę, którą sama się zajmowała, a to już na prawdę przejaw uczuć wyższych :-D, a więc zaskoczonam ja.
Zdrowe!!!
Fajne te moje laski :-D.