sobota, 11 grudnia 2010

Stop infekcjom!

Mam już dość przeziębień, gryp, jelitówek itp.
Limit wyczerpany na rok ten i następny!
Basta, basta, basta!

niedziela, 5 grudnia 2010

Miało być kilka obrazków, ale nie potrafię dodać... Błąd, błąd i błąd :/

Coroczny sezon na narzekanie czas otworzyć

Dojcz najlepiej wkuwać posługując się komunikacją miejską ziemi niemieckiej.
Bardzo, bardzo praktyczne słownictwo poznać można, powtarzane jest wciąż i wciąż, więc szybko się utrwala.
OPÓŹNIENIE, anulowanie pociągu, zmiana peronu, OPÓŹNIENIE, wsiąść, wysiąść, OPÓŹNIENIE, przesiąść się, pojechać metrem zamiast cugiem, OPÓŹNIENIE, burza śnieżna, mróz, OPÓŹNIENIE, pasażerowie, stacja, przystanek, OPÓŹNIENIE z rosnącym w górę numerkiem.
Życzenie "miłej podróży" przy OPÓŹNIENIU 147 minutowym podczas gdy łączny czas przemieszczania się w normalnych warunkach z Norymbergi do Erlangen zajmuje 20 minut brzmi przynajmniej złośliwie...
Poza tym to planowano roboty na torach do 22.11, następnie do 11.12 i aktualnie czas jest nieokreślony.
Niemiecka solidność?! Hihihihi :-P
Piwo to mają tutaj dobre, w pociągach powinni serwować.

niedziela, 28 listopada 2010

Świąteczne i nieświąteczne kupowanie po niemiecku

No i nadarzyła się okazja i buty trza było iść kupować. Bo talon i za darmo, a że ceny nie trzeba było pilnować to dawaj, dawaj do autka i w centrum.
Zaczęło się niewinnie, Ukon zapragnął nowego swetra w stylu norweskim. Raz, dwa i kupili my, do tego doszła czapka w stylu cwaniacko - rustykalnym, która nie przypadła do gustu o zgrozo jedynie mi, ale przynajmniej ukochanego z daleka rozpoznam, w tłumie i w mieście.
Cyrk zacząć musiał się w końcu w sklepie z fatałaszkami damskimi i butami, bo rozmiarówka kurcze pieczone nie po chłopsku (czyt. M, S, L, bleble) tylko numerkami poczęli rzucać. Tyle, że nie mogą tu tak normalnie po ludzku "trzydzieści dziewięć" przeczytać no jak wszędzie, ale po niemiecku oczywiście dziewięć i trzydzieści, dwa i czterdzieści... Problemu by nie było, ale że Galllenkowe kopytko jest czterdzieści dwa, góra ciała trzydzieści osiem to przedstawienie zacząć czas. A to wyszło osiemdziesiąt trzy a to dwadzieścia cztery, to coś przybyło tam ubyło. Najśmieszniejsze jest to, że nawet ich to myli, sklep to pół biedy, ale weź spróbuj numer komórki przedyktować w konstelacji dwucyfrowej przez telefon, zawsze falsze hihi. Swojego czasu robiłam inwentaryzację w tutejszym markecie no i wolno szło, oj pomalutku... ;-)
Dwucyfrowe mają tak a nie inaczej, ale za to gdy już do setki dochodzimy to i od niej zacząć można (pazerny naród!), następnie cyferka ostatnia i przedostania (142 = sto, dwa i czterdzieści):-/.
No i po co? Pytam się po kiego grzyba?
Buty kupione jakimś cudem, nic tylko oprawić i pucować dwa razy na tydzień. Podkówek dla Ukona brak, bo cztery i czterdzieści za małe, pięć i czterdzieści za duże w pięcie (!!!)... i tak każda marka z rodzaju przypadniętego do gustu w pięciu sklepach. Być kobietą, być kobietą!
A i torebkę mam ładną ;-)

wtorek, 16 listopada 2010

A bo tak!

Dojczland do nie Irlandia, Irlandia to nie Las Vegas a Las Vegas to nie raj.
Do dupy Panie!!!! Do dupy!!!!
Chleb smakuje nadal.
I pada, pada, pada!
Dzisiaj wyczyściłam "żaluzi" po raz trzeci!
Kruca fix!

środa, 10 listopada 2010

No kurcze pieczone!

Czemu do jasnej ciasnej gdy już się wysilę na szprechanie to zamiast usłyszeć odpowiedź w języku, w którym zapytałam od razu strzelają angielszczyzną? Kruca fiks! Czy ja na prawdę wyglądam? Mogliby przynajmniej mój zapał podbudować, no najwyżej nie zrozumiem i dostanę nie taką kiełbasę co już się zdarzało i nawet na dobre wyszło ;-).

Przykład z soboty:
G: "Cwaj bier biitte!"
Jakiś tam barman: "Łot du ju prifer? Łicz łan?"

Dwie godziny potem chłopcy z kapeli, z którą przyjechałam mieli problemy z odzyskaniem swojej płyty. Koleś zajmujący się sprawą był nierozgarnięty, niezorientowany i w dodatku poczułam ALKOHOL!!! (No dobra, to akurat nic dziwnego w tej branży, bo był za fri). Sprawą zajęła się Galllena oczywiście, po angielsku tym razem, wrzeszcząc (pół głucha po koncercie byłam no i muzyka głośna była) oraz przeklinając (coś typu "faking problem"), wtem poczuła lekki szturch i usłyszała, że "mężczyzna ten nie mówi po angielsku". No fak! Myślałam, że "padnę do tyłu". Co za kraj! Jak trzeba to nie potrafią a jak nie trzeba to napierdalają tak, że głowa boli!
Poza tym to płyta się znalazła 15 sekund później, dzięki moim wrzaskom organizator zorientował się, że coś tu nie gra...

Co do języka to to samo było na kursie. Podzielili nas na drużyny (ja byłam z Rosjanką i Rumunką), dali karteczki z pytaniami i heja w miasto się zorientować. Oczywiście każdy odpowiadał po angielsku, norma no i weź to tłumacz na dojcz teraz! Bez sensu, więc in inglisz odpowiedziałam, że nie znam angielskiego i mówię jedynie po niemiecku troszeczkę. Wywołałam zmieszanie, następnie śmiech ;-). W końcu się poddałyśmy, zatrudniłyśmy pomocnika i poszłyśmy na piwo (no Bawaria w końcu, a że skład jaki był taki był...). Wygrałyśmy konkurs - oczywiście!

Ehhh Dojczland!
Wiecie,że oni tu nawet swojego "Sto lat" na urodziny nie mają? Śpiewają "Hepi bersdej". Grube przegięcie!
No i ucz tu się człowieku!

I pomyśleć, że do dla chleba Panie!

P.S. Na dobitkę: wczoraj w chińskiej (!) restauracji dostałam meni po angielsku, Ukon po niemiecku oczywiście. A wcale, że się przy drzwiach nie odezwałam. Nie mówiłam po nieczemu, w ogóle nie mówiłam do jasnej ciasnej! Flagi na twarzy też nie było! Muszę chyba "wyglądać" skoro nawet Oni wiedzą :-P.

sobota, 6 listopada 2010

Na cenzurowanym!

Przybył sobie gość - gość z Essen*.
No i zaś sie trza pilnwać cały weekend, aby nie palnąć głupoty!
Przynosząc Essen mówię Fressen**, co by to nie obrazić no i nie pomylić z nazwą miasta... Ciekawam jak to jest żyć w takim raju, mieszkać w Jedzenie, oni nie rozumieją jak to jest być z Katowic na przykład, ale człowieku tam to sie przynajmniej nie przejesz samymi słowami, a że młodzi jesteśmy to i uważać trzeba :-).
A i tak się wymsknie :-), to i przepraszać trzeba, co by to nie wziął do siebie.
Oj lajf is brutal, szczególnie w Dojczland!
Gość relaksuje się w wannie to ja szybciutko skoczę po Essen!
Ups?! No i jak tu żyć?
Zna ktoś jakieś polskie miejscowości typu śmiesznego lub dziwnego?

*Essen - niem. jedzenie
**Fressen - niem. żarcie

sobota, 30 października 2010

Głupi = głuchy?

Kiedy proszę ludzi, aby powtórzyli coś wolno mówią owszem, w zmienionym tempie, ale niemalże wrzeszcząc?! Ciekawe... Galllena może i głupia, ale czy na pewno głucha? :-).
Używam stoperów podczas koncertów rockowo - metalowych, ale teraz to już pewna jestem, że ogłuchnę robiąc zakupy :-P.
Poza tym to znowu wylądowałam w Dojczland. Przyjechałam pewnego dnia nad ranem taszcząc ze sobą walizę mięsa oraz słoików. O filiżankach i ściereczkach nie wspomnę, hihi. Jedym słowem to nie ufam niemieckiej jakości no i smak mam jeszcze ojczysty.
Ach Polsko! Za chlebem Panie, za chlebem! :-)

czwartek, 21 października 2010

Galllena odwiedza Ojczyznę

Spacerując wraz z bratem po rynku w rodzimej miejscowości Galllena zostaje zaczepiona przez starszą kobietę mówiącą po NIEMIECKU (!).
Staję jak wryta i gapię się oszołomiona. Przechodzący obok facet widząc sytuację tłumaczy na polski: "ona powiedziała: tamtędy przejścia nie ma". No ja wiem, że nie ma, ale czemu po niemiecku? Nie wygląda na... I weź tu wyjedź na tydzień DO OJCZYZNY! Na twarzy mam wypisane czy jak? Obejrzałam się cała, ciuchy kupione w Polsce, flagi dojczlandowej brak, torebka zakupiona owszem w szmatekscie z tym, że podobno włoska marka... Nie kapuję.
Brat odpowiedział, że "my wiemy, ale my do baru". Babcia zdziwiona: "O to pan po Polsku mówi?". Ja na to, że ja również. Kobieta: "A to gdzie ja ten niemiecki słyszałam?! haha". Nie wiem - ja myślę po Polsku nadal.
Za to sny mam ciekawe, po polsku, angielsku, niemiecku...
Aaaaaa... z nowinek - mam nową praacę w Dojczland. Jestem opienukną 8 miesięcznej Sofiji w niemiecko - włoskiej rodzinie. Ona do dziecka in Italienisz, on i Dżerman, a ja kaleczę :-D. Uczę się więc włoskiego. Jak to miło mieć jedno dziecko, normalnie latte machiato i pilniczek do paznokci chciałoby się rzecz! :-D

czwartek, 14 października 2010

Witam witam po wakacjach :D

Mam do czynienia z klasycznym kalejdoskopem. Przeprowadzka średnio co 9 miesięcy, raz na dzień nowy pomysł na życie
Począwszy od drugiego lipca obecnego roku kolejna Słowianka zajęła Dojczland. Jest tu nas coraz więcej, oj przewraca się „wujek A.” w grobie, oj niewygodnie! Ściągnę brata, kuzyna, kilku przyjaciół i szykujemy zamach stanu, bo czekać nie ma na co!
Czemu wyjechałam? Pojawił się Ukochany (nazwijmy go Ukon, z japońska trochę brzmi a więc może i nie nudnawo) !!!
Życie w Rajchu toczy się swoim tempem. Przywykłam już do wszystkiego. Chlebem powszednim stało się mylenie metra Ucwaj z Udraj, Szterngenberg sztrase z Szmutzenberg sztrase, gubienie się na starówce. Nauczyłam się, że przed wsiadaniem do Sztraseban należy spojrzeć na Richtung. Nie dziwi już fakt, że bus 63 nie jedzie w to samo miejsce co linia 64 oraz to, że czekając po jednej stronie Lałfu niekoniecznie spotka się osobę tuptającą nerwowo po drugiej. Nic dziwnego, że wykręcając język i w boleściach prosząc o pół kilo czereśni dostajesz kilogram oraz zamiast Bratwurszte pakują Ci Wajswurszte. Życie i kwestia przyzwyczajenia. Tak – kiedyś byłam blondynką :-D.
Mieszkam sobie w malowniczej Bawarii, mamy kawalerkę, tory kolejowe za domem, głośne samoloty przelatujące nad balkonem (chyba zaleta, lotnisko w pobliżu?!) i kota. Osada przeznaczona dla bogaczy, ale jest jeden blok, w którym żyje Galllena – tak, slumsy są nawet w Rajchu. Oj wyjechać za chlebem Panie, za chlebem… Gorąco polecam.
Co do trojaczków… historia nie jest długa. Nadarzyła się okazja, trzeba było powiedzieć papa i odpuścić. Reakcje były nerwowe, ale cóż począć, Teresa to nie jest moje nawet trzecie imię. Poza tym na końcu było już nie do wytrzymania. Dzieciaki jak to dzieciaki, trochę rozpuszczone, ale w porządku, wiadomo czego się można było po kim spodziewać. Natomiast mamusia – tylko pozazdrościć marudnego charakteru. Nie było żal odchodzić. Znalazłam tutaj dwójkę podopiecznych - tak dorywczo. Bardzo miła polska rodzina, Kornel ma 2 lata a Hania 8 miesięcy. :-) Słodziaki!
CDN

poniedziałek, 15 lutego 2010

Błędy bywają różne

Naszej - klasy powinni stanowczo zabronić!
Jestem za a nawet przeciw!
Powoduje ona utratę szacunku do osób ubóstwianych niegdyś w latach młodszych.
Oj Belraduś*! I co z tego, że w znajomych Cię posiadam (Zaakceptował... a może kolekcjonuje?).
Co z tego, że otaguję jutro, skoro widok Twój w kąpielówkach stanowczo „rozwala mnie”.
I jak tu spojrzeć w oczy, jak rękę podać, gdy nazbyt szczery uśmiech na twarzy i malowniczy pejzaż wciąż przed oczami?
NK w tym przypadku to stanowczy błąd taktyczno – strategiczny :-D.
Sprane majteczki kąpielowe od dziś kwintesencją siarczystej muzyki metalowej, oj tak!

Miało być o dziewczynkach po długiej przerwie, ale Galllena od grudnia absolutnie nie może się w powyższym temacie opanować oraz przestać śmiać. Powinni to leczyć! Opamiętaj się dziewczyno!

Och Bożyszcze... i biedna, biedna, biedna ja wierna fanka...
Oj Beldaro :-D!

*Starszy o 20 lat (tak naprawdę to o 12, ale twierdzi, że o 20, nie wnikam) pan z kapeli na B. z Górnego Śląska, której organizacji koncertów nie polecałam jakiś czas temu... ;)