środa, 10 listopada 2010

No kurcze pieczone!

Czemu do jasnej ciasnej gdy już się wysilę na szprechanie to zamiast usłyszeć odpowiedź w języku, w którym zapytałam od razu strzelają angielszczyzną? Kruca fiks! Czy ja na prawdę wyglądam? Mogliby przynajmniej mój zapał podbudować, no najwyżej nie zrozumiem i dostanę nie taką kiełbasę co już się zdarzało i nawet na dobre wyszło ;-).

Przykład z soboty:
G: "Cwaj bier biitte!"
Jakiś tam barman: "Łot du ju prifer? Łicz łan?"

Dwie godziny potem chłopcy z kapeli, z którą przyjechałam mieli problemy z odzyskaniem swojej płyty. Koleś zajmujący się sprawą był nierozgarnięty, niezorientowany i w dodatku poczułam ALKOHOL!!! (No dobra, to akurat nic dziwnego w tej branży, bo był za fri). Sprawą zajęła się Galllena oczywiście, po angielsku tym razem, wrzeszcząc (pół głucha po koncercie byłam no i muzyka głośna była) oraz przeklinając (coś typu "faking problem"), wtem poczuła lekki szturch i usłyszała, że "mężczyzna ten nie mówi po angielsku". No fak! Myślałam, że "padnę do tyłu". Co za kraj! Jak trzeba to nie potrafią a jak nie trzeba to napierdalają tak, że głowa boli!
Poza tym to płyta się znalazła 15 sekund później, dzięki moim wrzaskom organizator zorientował się, że coś tu nie gra...

Co do języka to to samo było na kursie. Podzielili nas na drużyny (ja byłam z Rosjanką i Rumunką), dali karteczki z pytaniami i heja w miasto się zorientować. Oczywiście każdy odpowiadał po angielsku, norma no i weź to tłumacz na dojcz teraz! Bez sensu, więc in inglisz odpowiedziałam, że nie znam angielskiego i mówię jedynie po niemiecku troszeczkę. Wywołałam zmieszanie, następnie śmiech ;-). W końcu się poddałyśmy, zatrudniłyśmy pomocnika i poszłyśmy na piwo (no Bawaria w końcu, a że skład jaki był taki był...). Wygrałyśmy konkurs - oczywiście!

Ehhh Dojczland!
Wiecie,że oni tu nawet swojego "Sto lat" na urodziny nie mają? Śpiewają "Hepi bersdej". Grube przegięcie!
No i ucz tu się człowieku!

I pomyśleć, że do dla chleba Panie!

P.S. Na dobitkę: wczoraj w chińskiej (!) restauracji dostałam meni po angielsku, Ukon po niemiecku oczywiście. A wcale, że się przy drzwiach nie odezwałam. Nie mówiłam po nieczemu, w ogóle nie mówiłam do jasnej ciasnej! Flagi na twarzy też nie było! Muszę chyba "wyglądać" skoro nawet Oni wiedzą :-P.

7 komentarzy:

  1. jak byłam na Taize w Stuttgarcie, tez połączyli nas, Polaków, z Rosjanami. i jeszcze z Ukraińcami.
    bo to przecież to samo, prawda.
    a historia wierzga i ryczy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A no tak! Bez różnicy, polski zwykle biorą za ruski, po co się zastaanawiać.
    Nas połączyło losowanie, ale fajnie było, bez stresu przy piwku hihi. Myśmy nie marzyły nawet o wygranej, chodziło o to aby być przed Majkelem z JuEsEj :-P, no i się udało!

    OdpowiedzUsuń
  3. haha no tak, niebawem wogóle szprechać się będzie po agnielsku ;]

    i gratuluję, ze udało się być przed majkelem z juesej, cieszy mnie to bardzo takie ucieranie noska ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. ale ze co ? ze wyglądasz na angilekę ? toć to maszkarony są straszne ( tu myślę o rodowitych )
    a Ty ładna słowiańska uroda ( oj tam ze włosy ciemne :D)

    zmorka

    OdpowiedzUsuń
  5. Porclanowy blog - Simone z Australii również daleko w tyle, to samo Hong kong i Tajlandia; najsmutniejsze jest to, że tamci to nawet piwa nie zdążyli wypić, hihi! Już olać tą wygraną ale żeby się nie zintegrować...

    Zmorka - no nie jestem taka gruba i zaniedbana jak wiele z nich, ale widać, że nie stąd... a może to i dobrze, tyle, że praktyki wciąż brak :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. o maj gat! inglisz..inglisz :)

    Pozdrawiam serdecznie :) dodaję do linków :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A dziękuję! Również dodaję i pozdrawiam z Raajchu ;-)

    OdpowiedzUsuń