czwartek, 16 lipca 2009

Jestem...

Jestem... zajęta, ale to tak pozytywnie zajęta :-). Tak, że co chwilę coś :-).
A to przyjemny weekendzik z przystojnym, tajemniczym Niemcem, który pozostać musi tajemnicą do grobowej deski zapewne :P. Nawet fotek nie mam... Czas spędziłam w równie tajemniczym oraz malowniczo - wiejskim miasteczku przygranicznym. Grunt, że łupy zebrałam no i zabawa przednia :-D. No i jestem z siebie dosyć zadowolona, bo dałam sobie radę "of kors ol in inglisz" przez 24 h.
A to kumpel mnie wrobił w sprawy organizacyjne pewnego koncertu a sam burak jeden w "rajchu" siedzi, a Galllena jego wzorem wrabia tysiące innych ludzi, bo sama by na pewno nie wyrobiła, załatwia setki spraw po 10 godzinach pracy, zapomniała co znaczy wyspać się i nie może wyjść z kataru od dziesięciu dni bo nie ma kiedy... Niejedna babcia ma zapewne rację - "Niemcy zawsze wszystkiemu winni". Cierpię poza tym na paniczny lęk przed nadchodzącym rachunkiem telefonicznym, bo wiele spraw jest sterowanych zdalnie z G., D., lub K. na kolanach, przez co dochodzi tłumaczenie ludziom "co to za wrzask?!" oraz "co ty robisz z tymi dziećmi?!". Całe szczęście, że po polsku, bo chyba musiałabym zrezygnować z komórki. Dałam sobie radę jakoś. Śląsk, Wrocław, Kraków i Poznań oplakatowane, satysfakcja jest, załatwione już prawie wszyściutko, zostałam nawet oficjalnie pochwalona i aktualnie oczekuję podziękowań - "ze łzami w oczach" oczywiście, a co! Łeb to ja na karku mam i obym go nie straciła, okaże się po 25 lipca...
Pogoda piękna aż tak, że wczoraj w natłoku organizacyjnych spraw zapomniałam zrezygnować z konnej jazdy, no i poszłam... Musiałam wykąpać konia po wszystkim, spocił się delikatnie mówiąc, ale tak szczerze to i tak było to prostsze niż kąpiele dziewczynek :-D.
Wychodzimy z potworkami do ogródka. Został "dostosowany". Mamy piaskownicę - jedna, mała, płytka, piasek suchy i do niczego, nie bawią się w niej... Mamy zjeżdżalnię - G. potrafi sama wejść i zjechać nie wybijając przy tym zębów. Mamy basen dmuchany z wodą do kostek oraz stroje kąpielowe. Laseczki odrobinkę niepewne, ale zadowolone. K. ma nową strategię gryzienia - udaje, że się przytula do pleców siostry ze słodkiem uśmieszkiem i nagle "cap z łopatkę" lub w okolice...
Po ogródku chodzimy bez pampersów :-D.
Z dziewczynek zrobiły się tragiczne pedantki, z okularami będzie horror, ale o tym w sobotę.
Idę sobie przypomnieć o tym o czym zapomniałam :-/.
Ciao!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz