Pada i pada.
Dziewczynki wczoraj skończyły 16 miesięcy, jak ten czas leci, gdy zaczynałam pracę to jeszcze żadna nie chodziła, tydzień potem K. zaczęła dreptać, następnie D., a G. jak zwykle z dużym opóźnieniem, teraz biegają wszystkie. K. bawi się w "instytut dziwnych kroków", raz biegnie bokiem, potem idzie z ugiętymi kolanami i odchyloną do tyłu głową, następnie idąc za rękę ze śmiechem zaczyna udawać bezwład. :-)
Od środy wszystkie oczywiście katarek, kaszelek... skąd to się bierze? Do żłobka nie chodzą, z innymi dziećmi się nie widują, zanim cokolwiek ubierzemy to zastanawiamy się po pół godziny, a wiecznie coś... Najgorsze jest to, że u D. schodzi to od razu do oskrzeli i potem zmagamy się z inhalacjami, psikaczami itp.
Założę się, że teraz czeka nas ukochana wizyta lekarska.
Ostatnim razem przyjechało całe pogotowie - serio.
Galllena była powiadomiona, że przyjdzie lekarz - około 18.00, a tu o 11.00 puk puk do drzwi, patrzę przez szybkę i widzę trzech potężnych mężczyzn w czerwonych dresikach. Myślę sobie "O nie, znowu Tomkowi odbiło i wezwał pogotowie, a tłumaczyć się będę ja z tego, że dzieci nie umierają a jedynie kichają" (raz tak zrobił, D. w nocy kaszlała i nie spała, więc uznał, że ma duszności i wezwał karetkę; przyjechali, lekarzem był ortopeda, więc raz, że nie widział potrzeby interwencji, a dwa niewiele wiedział o dzieciach..., reakcja Tomka? Wielki foch...). Otworzyłam drzwi i niepewnie powiedziałam, że nikt tu nie zamawiał pogotowia, a doktorek na to "Tak, tak, ale my w ramach wyzyty domowej, w końcu to trojaczki to mamy wzmocniony skład". Szczęka mi opadła nieco, ale ich wpuściłam. Dziewczyny akurat spały, więc trzeba było powyciągać je z łóżek, więc reakcję siłą wyrwanych ze snu laleczek na trzech dużych mężczyzn w czerwieni można sobie wyobrazić, podobnie jak badanie każdej po kolei z zaglądaniem w gardło włącznie, kto ma histeryczne dziecko ten wie i niech sobie pomnoży razy trzy i weźmie pod uwagę fakt, że ma tylko dwie ręce. A jak wyglądała Galllena po takiej imprezie... Wtedy skończyło się na syropach w ogromnych ilościach. Strzykawkę do syropków mamy o pojemności 2,5 ml, trzeba było podać każdej po 4 takie strzykawy. Masakra po prostu, połowę jednej było ciężko podać, a gdzie tam cztery. I wszystko razy trzy, trzy razy dziennie... Próbowałam też z kieliszka i łyżeczką, ale sprytne są bestie, wyczuwają podstęp zanim zacznę. A może Wy macie jakieś ciekawe sposoby na syropki? Chętnie, chętnie przejmę...
Boję się, że się znów zacznie od początku, w kółko tak od grudnia... :/
Ja dzisiaj miałam pierwszy dzień wolny od prawie dwóch tygodni. Oczywiście w PUPie na mnie czekali... Dzisiaj też idę do kina na "Wojnę polsko - ruską", oby było ciekawie, byłam ostatni raz w lutym w kinie.
Wczoraj spadłam z konia, aby było ciekawiej. Nie nudzę się, oj nie. Gwałtownie zmieniła się pogoda, gwałtowny podmuch wiatru i konik się spłoszył (podobnie jak i inne koniki w zagrodzie obok), a że Galllenie jeszcze nie wychodzą galopy to zaliczyła wywrotkę i jest winna instruktorce "ciasto spadkowe". Skończyło się zaczerwienionym policzkiem, zdartym łokciem, mega siniakiem na udzie oraz stłuczonymi dwoma palcami ręki prawej; w niedzielę kolejna jazda bo sport to zdrowie.
Dziewczynki wczoraj skończyły 16 miesięcy, jak ten czas leci, gdy zaczynałam pracę to jeszcze żadna nie chodziła, tydzień potem K. zaczęła dreptać, następnie D., a G. jak zwykle z dużym opóźnieniem, teraz biegają wszystkie. K. bawi się w "instytut dziwnych kroków", raz biegnie bokiem, potem idzie z ugiętymi kolanami i odchyloną do tyłu głową, następnie idąc za rękę ze śmiechem zaczyna udawać bezwład. :-)
Od środy wszystkie oczywiście katarek, kaszelek... skąd to się bierze? Do żłobka nie chodzą, z innymi dziećmi się nie widują, zanim cokolwiek ubierzemy to zastanawiamy się po pół godziny, a wiecznie coś... Najgorsze jest to, że u D. schodzi to od razu do oskrzeli i potem zmagamy się z inhalacjami, psikaczami itp.
Założę się, że teraz czeka nas ukochana wizyta lekarska.
Ostatnim razem przyjechało całe pogotowie - serio.
Galllena była powiadomiona, że przyjdzie lekarz - około 18.00, a tu o 11.00 puk puk do drzwi, patrzę przez szybkę i widzę trzech potężnych mężczyzn w czerwonych dresikach. Myślę sobie "O nie, znowu Tomkowi odbiło i wezwał pogotowie, a tłumaczyć się będę ja z tego, że dzieci nie umierają a jedynie kichają" (raz tak zrobił, D. w nocy kaszlała i nie spała, więc uznał, że ma duszności i wezwał karetkę; przyjechali, lekarzem był ortopeda, więc raz, że nie widział potrzeby interwencji, a dwa niewiele wiedział o dzieciach..., reakcja Tomka? Wielki foch...). Otworzyłam drzwi i niepewnie powiedziałam, że nikt tu nie zamawiał pogotowia, a doktorek na to "Tak, tak, ale my w ramach wyzyty domowej, w końcu to trojaczki to mamy wzmocniony skład". Szczęka mi opadła nieco, ale ich wpuściłam. Dziewczyny akurat spały, więc trzeba było powyciągać je z łóżek, więc reakcję siłą wyrwanych ze snu laleczek na trzech dużych mężczyzn w czerwieni można sobie wyobrazić, podobnie jak badanie każdej po kolei z zaglądaniem w gardło włącznie, kto ma histeryczne dziecko ten wie i niech sobie pomnoży razy trzy i weźmie pod uwagę fakt, że ma tylko dwie ręce. A jak wyglądała Galllena po takiej imprezie... Wtedy skończyło się na syropach w ogromnych ilościach. Strzykawkę do syropków mamy o pojemności 2,5 ml, trzeba było podać każdej po 4 takie strzykawy. Masakra po prostu, połowę jednej było ciężko podać, a gdzie tam cztery. I wszystko razy trzy, trzy razy dziennie... Próbowałam też z kieliszka i łyżeczką, ale sprytne są bestie, wyczuwają podstęp zanim zacznę. A może Wy macie jakieś ciekawe sposoby na syropki? Chętnie, chętnie przejmę...
Boję się, że się znów zacznie od początku, w kółko tak od grudnia... :/
Ja dzisiaj miałam pierwszy dzień wolny od prawie dwóch tygodni. Oczywiście w PUPie na mnie czekali... Dzisiaj też idę do kina na "Wojnę polsko - ruską", oby było ciekawie, byłam ostatni raz w lutym w kinie.
Wczoraj spadłam z konia, aby było ciekawiej. Nie nudzę się, oj nie. Gwałtownie zmieniła się pogoda, gwałtowny podmuch wiatru i konik się spłoszył (podobnie jak i inne koniki w zagrodzie obok), a że Galllenie jeszcze nie wychodzą galopy to zaliczyła wywrotkę i jest winna instruktorce "ciasto spadkowe". Skończyło się zaczerwienionym policzkiem, zdartym łokciem, mega siniakiem na udzie oraz stłuczonymi dwoma palcami ręki prawej; w niedzielę kolejna jazda bo sport to zdrowie.
księżniczka Anna spadła z konia :D:D:D:D
OdpowiedzUsuńuważaj na te bestie !
myślę o koniach :D:D:D
zmorka -- zwykle bardziej się obawiam tych trzech małych... :DD
OdpowiedzUsuńsyropy wlewamy do mleka i po problemie.
OdpowiedzUsuńkatar traktuj Euphorbium i po chwili odciągaj. szybko zniknie i nie poleci niżej, do górnych dróg oddechowych. ale jeśli już pojawi się kaszel, od razu inhaluj - berodual, pulmicort, sól fizjologiczna. dwie inhalacje i nie ma szans na rozwinięcie się zapalenia oskrzeli.
Foksal -- dzięki, nazwę tego leku sobie zapisałam. Pulmicort i berodual stosujemy, ale raczej gdy już się coś powoli rozwija, tak zapobiegawczo nie próbowaliśmy, ale być może to dobry pomysł i sądzę, że wykorzystamy. Syropy do mleka powiadasz? Na pewno nie tracą wtedy swoich właściwości, pytałaś jakiegoś lekarza? Ja mam medyczne wykształcenie, ale aż tak w tym nie siedzę... to by była bomba, bo one mleko uwielbiają i wypiją każdą ilość niezależnie od pory czy pojemności żołądka... :)
OdpowiedzUsuńa nie wiem, czy tracą, chyba nie, skoro działa.
OdpowiedzUsuńtylko mleko nie może byc zbyt ciepłe, moim zdaniem.
Podkradłam ten sposób, lekarz mówi, że może być, bo w brzuszku i tak się wszystko miesza, dodaję do herbatki i jest git. :-)
OdpowiedzUsuń