sobota, 5 grudnia 2009

Odpisując na komentarze...

Latem jeszcze wydawało nam się, że są za małe na odpieluchowanie. Tak jakoś myślałam, że jeszcze nie załapią. Teraz widzimy, że bestie są zdolne, cwane i doskonale wiedzą co w trawie piszczy. Leniuchy... One podobnie jak Lalutka też nie chcą pieluchy, ale nie chcą też siadać na nocnik, wiecznie tylko negocjujemy i ewentualnie przekupujemy, co nie jest dobrą metodą i ja to wiem, ale nie wie tego "góra" jak widać, a że mamy monitoring... Szefowa kupiła nakładkę na kibelek dla dzieci, ale szczerze powiedziawszy to ja jej nie zamierzam używać. Dzieci są ważne dla mnie, owszem, uwielbiam swoją pracę i na prawdę się staram, ale ja również jestem w tym wszystkim istotna. Ważą od 12-13 kg, a tak kilka razy dźwignąć każdą na kibelek to chyba kręgosłup już w ogóle odmówi mi posłuszeństwa, podnoszenia mamy dość, lepiej posadzić na nocnik.
Tak w trzech słowach: "nie idzie dobrze", kiepsko, zniechęciłam się po pierwszym tygodniu. Nocnik "be", a jak pojawi sie jakaś niespodzianka w pięknych majteczkach i spodeneczkach to tylko śmiech i jakoś nie wyglądają na takie, którym byłoby nieprzyjemnie. Dziwne dzieci. Poza tym nawet jak ćwiczymy cały tydzień to w weekend jest jeden z rodziców zwykle czy dziadkowie, a im się nie chce, więc cała nasza tygodniowa robota idzie się "j****", bo dzieci uczą się przez powtarzanie, konsekwencję i dwa dni przerwy w tym przypadku nikomu nie wychodzą na zdrowie.
Moja mama mówi, że może sposobem będzie wzięcie się za nie pojedynczo, kolejność wylosować i jak nauczy się jedna to reszta pójdzie za nią. No i jedno dziecko łatwiej przypilnować. Tylko gdzie tu sprawiedliwość. Jak myslicie? Dobry pomysł?
Do stycznia... tiaaa... Foksal zaoszczędzi na Sephorze.
A tak z nowości to D. powtórzy już wszystko, więc trzeba uważać i potrafi liczyć do dziewięciu, a cyfry rozpoznaje do pięciu, każdą potrafi nazwać. Literki z alfabetu wybiórczo też rozpoznaje, czasami bierze do ręki książeczkę, otwiera i sama pokazuje sobie takie większe literki i je nazywa śmiejąc się przy tym fajnie. Dostała nową ksywę od dziadków - "kujon". Przypominam, że dwa lata skończy dopiero pod koniec stycznia :-).
K. coraz bardziej przypomina Dodę i tak też rodzina zaczęła do niej mówić :-D.
G. po terapii antbiotykowej spokojniejsza. Widocznie faktycznie od dłuższego czasu coś ją męczyło, zostały jej tylko niewielkie ataki histerii, od czasu do czasu położy się na podłogę, ale już przynajmniej nie wali w nią głową...
Co tam jeszcze... Aaaaa, wczoraj próbowałyśmy piec pierniki. Mamusia, ciocia, kuzynek, dziewczynki i ja. Przypuszczałam jak to się skończy i nie pomyliłam się. Były oczywiście nerwy i hasło Emilii: "Co mnie podkusiło, aby wziąć trzy dni wolnego! Ja tu nie wytrzymam! Nie dam rady!". Ja to bym pozwoliła raz w roku upieprzyć całą kuchnię, ciastka by wyszły jakie wyszły, macane, ślinione czy spadnięte, ale radość by była przynajmniej, nauka i zabawa. Oczywiście ona nakupowała foremek do odciskania, lukrów, posypek, pierdółek, a dziewczyny niestety za małe na "ciastka idealne", mają za mało siły, aby odcisnąć perfekcyjnego aniołka czy choineczkę, a niech by była jaka by wyszła, ale nie bo musiała być "picuś glancuś". Wszystko je ciekawiło, polukrować chciały ciastka wraz ze stołem, a wciśniętą w pierniczek ozdóbkę wyjąć i sprawdzić czy da sie ją odzyskać, nic dziwnego, przecież tak się uczą i normalnej osobie by to nie przeszkadzało, a poza tym odkąd jest pani Ela to i sprzątania na co dzień nie ma, więc i mamusi tips by się nie złamał od zmywania lukru czy zamiatania posypki. Nawet kuzynowi się oberwało, ma 5 lat i chciał, aby jego ciastka były czerwone, wszystkie, ale oczywiście nie mogły być, bo "mamy tyle posypek, po co robisz takie same ble ble ble", a niech by robił czerwone i co jej do tego. Jednym słowem: "nieprzyjemnie". Niestety nie wyszło książkowo jak w familijnym filmie, gdzie uśmiechniete dziewczynki z warkoczykami w fartuszkach pieką kolorowe ciasteczka. Tatuś też nie dopisał i o to też haja, miał wszystko nakręcić, a tym czasem zamknął się w swoim biurze z laptopem i telefonem, dużo pracy... W sumie to: "biedne te dzieci".
Cóż... oby za rok było lepiej, dziewczyny dorosną a Emilia może coś zrozumie. Może porzuci poradniki i pomyśli...
Dobranoc.

6 komentarzy:

  1. wiesz co, ja chętnie wezmę na wychowanie te dziewczynki. rozumiem, że mieszkanie to nie stajnia, ale nabrudzic tez czasem trzeba.
    a moze zaproponuj tej matce, zeby jeden pokój przeznaczyła na "nieczyste" zabawy? i tam mozna by te ciastka, a potem tylko do piekarnika w kuchni.
    P.S. a takie fajne promocje w Sephora, jaka szkoda :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A weź mnie razem z nimi, na pewno się dogadamy :-). A co do Sephory to grudzień się jeszcze nie skończył... a może zdarzy się cud?!

    OdpowiedzUsuń
  3. dobra, ciebie też, będę robić ci akty:)))
    wiesz, cuda to tylko w Biblii, hehehe:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet te Biblijne da się logicznie wytłumaczyć :P

    OdpowiedzUsuń
  5. to wytłumacz mi deszcz żab:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Po prostu pewnie dużo ich było tego roku, a reszta to przenośnia :P

    OdpowiedzUsuń