Latem jeszcze wydawało nam się, że są za małe na odpieluchowanie. Tak jakoś myślałam, że jeszcze nie załapią. Teraz widzimy, że bestie są zdolne, cwane i doskonale wiedzą co w trawie piszczy. Leniuchy... One podobnie jak Lalutka też nie chcą pieluchy, ale nie chcą też siadać na nocnik, wiecznie tylko negocjujemy i ewentualnie przekupujemy, co nie jest dobrą metodą i ja to wiem, ale nie wie tego "góra" jak widać, a że mamy monitoring... Szefowa kupiła nakładkę na kibelek dla dzieci, ale szczerze powiedziawszy to ja jej nie zamierzam używać. Dzieci są ważne dla mnie, owszem, uwielbiam swoją pracę i na prawdę się staram, ale ja również jestem w tym wszystkim istotna. Ważą od 12-13 kg, a tak kilka razy dźwignąć każdą na kibelek to chyba kręgosłup już w ogóle odmówi mi posłuszeństwa, podnoszenia mamy dość, lepiej posadzić na nocnik.
Tak w trzech słowach: "nie idzie dobrze", kiepsko, zniechęciłam się po pierwszym tygodniu. Nocnik "be", a jak pojawi sie jakaś niespodzianka w pięknych majteczkach i spodeneczkach to tylko śmiech i jakoś nie wyglądają na takie, którym byłoby nieprzyjemnie. Dziwne dzieci. Poza tym nawet jak ćwiczymy cały tydzień to w weekend jest jeden z rodziców zwykle czy dziadkowie, a im się nie chce, więc cała nasza tygodniowa robota idzie się "j****", bo dzieci uczą się przez powtarzanie, konsekwencję i dwa dni przerwy w tym przypadku nikomu nie wychodzą na zdrowie.
Moja mama mówi, że może sposobem będzie wzięcie się za nie pojedynczo, kolejność wylosować i jak nauczy się jedna to reszta pójdzie za nią. No i jedno dziecko łatwiej przypilnować. Tylko gdzie tu sprawiedliwość. Jak myslicie? Dobry pomysł?
Do stycznia... tiaaa... Foksal zaoszczędzi na Sephorze.
A tak z nowości to D. powtórzy już wszystko, więc trzeba uważać i potrafi liczyć do dziewięciu, a cyfry rozpoznaje do pięciu, każdą potrafi nazwać. Literki z alfabetu wybiórczo też rozpoznaje, czasami bierze do ręki książeczkę, otwiera i sama pokazuje sobie takie większe literki i je nazywa śmiejąc się przy tym fajnie. Dostała nową ksywę od dziadków - "kujon". Przypominam, że dwa lata skończy dopiero pod koniec stycznia :-).
K. coraz bardziej przypomina Dodę i tak też rodzina zaczęła do niej mówić :-D.
G. po terapii antbiotykowej spokojniejsza. Widocznie faktycznie od dłuższego czasu coś ją męczyło, zostały jej tylko niewielkie ataki histerii, od czasu do czasu położy się na podłogę, ale już przynajmniej nie wali w nią głową...
Co tam jeszcze... Aaaaa, wczoraj próbowałyśmy piec pierniki. Mamusia, ciocia, kuzynek, dziewczynki i ja. Przypuszczałam jak to się skończy i nie pomyliłam się. Były oczywiście nerwy i hasło Emilii: "Co mnie podkusiło, aby wziąć trzy dni wolnego! Ja tu nie wytrzymam! Nie dam rady!". Ja to bym pozwoliła raz w roku upieprzyć całą kuchnię, ciastka by wyszły jakie wyszły, macane, ślinione czy spadnięte, ale radość by była przynajmniej, nauka i zabawa. Oczywiście ona nakupowała foremek do odciskania, lukrów, posypek, pierdółek, a dziewczyny niestety za małe na "ciastka idealne", mają za mało siły, aby odcisnąć perfekcyjnego aniołka czy choineczkę, a niech by była jaka by wyszła, ale nie bo musiała być "picuś glancuś". Wszystko je ciekawiło, polukrować chciały ciastka wraz ze stołem, a wciśniętą w pierniczek ozdóbkę wyjąć i sprawdzić czy da sie ją odzyskać, nic dziwnego, przecież tak się uczą i normalnej osobie by to nie przeszkadzało, a poza tym odkąd jest pani Ela to i sprzątania na co dzień nie ma, więc i mamusi tips by się nie złamał od zmywania lukru czy zamiatania posypki. Nawet kuzynowi się oberwało, ma 5 lat i chciał, aby jego ciastka były czerwone, wszystkie, ale oczywiście nie mogły być, bo "mamy tyle posypek, po co robisz takie same ble ble ble", a niech by robił czerwone i co jej do tego. Jednym słowem: "nieprzyjemnie". Niestety nie wyszło książkowo jak w familijnym filmie, gdzie uśmiechniete dziewczynki z warkoczykami w fartuszkach pieką kolorowe ciasteczka. Tatuś też nie dopisał i o to też haja, miał wszystko nakręcić, a tym czasem zamknął się w swoim biurze z laptopem i telefonem, dużo pracy... W sumie to: "biedne te dzieci".
Cóż... oby za rok było lepiej, dziewczyny dorosną a Emilia może coś zrozumie. Może porzuci poradniki i pomyśli...
Dobranoc.
Tak w trzech słowach: "nie idzie dobrze", kiepsko, zniechęciłam się po pierwszym tygodniu. Nocnik "be", a jak pojawi sie jakaś niespodzianka w pięknych majteczkach i spodeneczkach to tylko śmiech i jakoś nie wyglądają na takie, którym byłoby nieprzyjemnie. Dziwne dzieci. Poza tym nawet jak ćwiczymy cały tydzień to w weekend jest jeden z rodziców zwykle czy dziadkowie, a im się nie chce, więc cała nasza tygodniowa robota idzie się "j****", bo dzieci uczą się przez powtarzanie, konsekwencję i dwa dni przerwy w tym przypadku nikomu nie wychodzą na zdrowie.
Moja mama mówi, że może sposobem będzie wzięcie się za nie pojedynczo, kolejność wylosować i jak nauczy się jedna to reszta pójdzie za nią. No i jedno dziecko łatwiej przypilnować. Tylko gdzie tu sprawiedliwość. Jak myslicie? Dobry pomysł?
Do stycznia... tiaaa... Foksal zaoszczędzi na Sephorze.
A tak z nowości to D. powtórzy już wszystko, więc trzeba uważać i potrafi liczyć do dziewięciu, a cyfry rozpoznaje do pięciu, każdą potrafi nazwać. Literki z alfabetu wybiórczo też rozpoznaje, czasami bierze do ręki książeczkę, otwiera i sama pokazuje sobie takie większe literki i je nazywa śmiejąc się przy tym fajnie. Dostała nową ksywę od dziadków - "kujon". Przypominam, że dwa lata skończy dopiero pod koniec stycznia :-).
K. coraz bardziej przypomina Dodę i tak też rodzina zaczęła do niej mówić :-D.
G. po terapii antbiotykowej spokojniejsza. Widocznie faktycznie od dłuższego czasu coś ją męczyło, zostały jej tylko niewielkie ataki histerii, od czasu do czasu położy się na podłogę, ale już przynajmniej nie wali w nią głową...
Co tam jeszcze... Aaaaa, wczoraj próbowałyśmy piec pierniki. Mamusia, ciocia, kuzynek, dziewczynki i ja. Przypuszczałam jak to się skończy i nie pomyliłam się. Były oczywiście nerwy i hasło Emilii: "Co mnie podkusiło, aby wziąć trzy dni wolnego! Ja tu nie wytrzymam! Nie dam rady!". Ja to bym pozwoliła raz w roku upieprzyć całą kuchnię, ciastka by wyszły jakie wyszły, macane, ślinione czy spadnięte, ale radość by była przynajmniej, nauka i zabawa. Oczywiście ona nakupowała foremek do odciskania, lukrów, posypek, pierdółek, a dziewczyny niestety za małe na "ciastka idealne", mają za mało siły, aby odcisnąć perfekcyjnego aniołka czy choineczkę, a niech by była jaka by wyszła, ale nie bo musiała być "picuś glancuś". Wszystko je ciekawiło, polukrować chciały ciastka wraz ze stołem, a wciśniętą w pierniczek ozdóbkę wyjąć i sprawdzić czy da sie ją odzyskać, nic dziwnego, przecież tak się uczą i normalnej osobie by to nie przeszkadzało, a poza tym odkąd jest pani Ela to i sprzątania na co dzień nie ma, więc i mamusi tips by się nie złamał od zmywania lukru czy zamiatania posypki. Nawet kuzynowi się oberwało, ma 5 lat i chciał, aby jego ciastka były czerwone, wszystkie, ale oczywiście nie mogły być, bo "mamy tyle posypek, po co robisz takie same ble ble ble", a niech by robił czerwone i co jej do tego. Jednym słowem: "nieprzyjemnie". Niestety nie wyszło książkowo jak w familijnym filmie, gdzie uśmiechniete dziewczynki z warkoczykami w fartuszkach pieką kolorowe ciasteczka. Tatuś też nie dopisał i o to też haja, miał wszystko nakręcić, a tym czasem zamknął się w swoim biurze z laptopem i telefonem, dużo pracy... W sumie to: "biedne te dzieci".
Cóż... oby za rok było lepiej, dziewczyny dorosną a Emilia może coś zrozumie. Może porzuci poradniki i pomyśli...
Dobranoc.
wiesz co, ja chętnie wezmę na wychowanie te dziewczynki. rozumiem, że mieszkanie to nie stajnia, ale nabrudzic tez czasem trzeba.
OdpowiedzUsuńa moze zaproponuj tej matce, zeby jeden pokój przeznaczyła na "nieczyste" zabawy? i tam mozna by te ciastka, a potem tylko do piekarnika w kuchni.
P.S. a takie fajne promocje w Sephora, jaka szkoda :D
A weź mnie razem z nimi, na pewno się dogadamy :-). A co do Sephory to grudzień się jeszcze nie skończył... a może zdarzy się cud?!
OdpowiedzUsuńdobra, ciebie też, będę robić ci akty:)))
OdpowiedzUsuńwiesz, cuda to tylko w Biblii, hehehe:)))
Nawet te Biblijne da się logicznie wytłumaczyć :P
OdpowiedzUsuńto wytłumacz mi deszcz żab:)
OdpowiedzUsuńPo prostu pewnie dużo ich było tego roku, a reszta to przenośnia :P
OdpowiedzUsuń