czwartek, 25 czerwca 2009

Jak by to opisać i się nie pogubić

Cosik by tu napisać wypadałoby, ale ileż można pisać o nowych siwych włosach...
Wczoraj pół dnia sama z dzieciarnią i ogłaszam wszem i wobec, że da się to przeżyć, przy tym nie spaść ze schodów i nie zwariować. Uwierzcie.
Bez żonglerki się jednak nie obyło, ponieważ od rana K. miała ochotę kąsać i gdy tylko któraś siostra znajdowała się w pobliżu atak był natychmiastowy - wszystkie udaremniłam , ale bałam się zostawić ją choć na chwilę samą z D. i G., ponieważ ślady zębów sprzed trzech tygodni jeszcze nie zeszły z rączek ofiar.
Jak było?
Tym razem byłam przed czasem, och, szefowa zadowolona, wyszła od razu...
Chwilę pobyłyśmy w czwórkę, następnie K. w nagrodę za marudzenie roku wygrała niezapomnianą tropikalną wycieczkę z zapasem 150 ml mleczka . Oczywiście nie zasnęła, po 50 minutach Galllena włączyła "minimini" na full i postanowiła wyjechać na lotnisko po K. oraz odprowadzić do hali odlotów D. i G., oczywiście z zapasami na drogę... G. została w foteliku, D. przerzucona przez bioderko, a Galllena cyk cyk cyk po 4 schodki i wylądowałyśmy w odpowiednim pokoiku, następnie połóż, podaj, włącz monitor i ewakuacja...
Cyk cyk cyk dwa kroczki i odbieramy z lotniska K. - jakże uśmiechnieta i wypoczęta :-).
Hop, hop, hop, jesteśmy na dole, chrupeczka, leżaczek, mini mini a do odlotu proszona jest G.
Cyk cyk cyk po 4 schodki, pokoik, łóżeczko, minitorek - "pa pa".
Hop hop hop, jestem na dole, żyję, a K. nawet nie zauważyła, że wyszłam i wróciłam... Zostałyśmy we dwie...
10 minut potem - Huuuurrrraaaaa, obie padły, mamy spokój na najbliższą godzinę...
Zrobiłyśmy jajecznicę, rozładowałyśmy zmywarę, umyłyśmy smoczki, zbudowałyśmy domek, przejrzałyśmy książeczki, zjadłyśmy jajeczniczkę...
Czas szybko leci... niestety pod palmą budzi się G. z wrzaskiem... Oj nie nie nie nie - D. zaczyna się ruszać!
No to podmianka... K. wyjeżdża na wczasy, cyk cyk cyk idziemy... za jednym wchodzeniem i schodzeniem planowałam zapakować G., ale niestety dzwoni telefon - na dole oczywiście - leeecccęęęę... Emilia. Pyta się "jak tam? co tam?", słyszy zadyszkę, zwięze informacje , marudzenie i uznaje, że skoro wszyscy zdrowi to ona nie przeszkadza,.. (i całe szczęście, jeszcze tylko tego by brakowało...)
"Minimini" na full, cyk cyk cyk, hop hop hop, ląduje D., cyk, cyk, cyk, hop, hop, hop przyjeżdża G.
Jemy jaczeczniczkę przy "Bawmy się sezamku"...
Huuurrraaaaa - K. padła...
Humorki, mają, nie biją się, wytrzymamy.
Ufffffff... przyjeżdża Alicja!
K. nie została ani chwili sama z siostrami, nie wiem jakim cudem zleciało sześć godzin i dziwne, że też nie dało się wyjść na spacer - muszę nad sobą popracować. :-P Pobiegałam troszkę, bo sport to zdrowie, znowu nie było czasu na śniadanie...
Gdyby nie te schody... ech... :-D
Szukamy dodatkowej opiekunki, praca po 10 h to dużo jak dla mnie, jak na razie od miesiąca nie ma szaleńca, który by się podjął... :/

6 komentarzy:

  1. trzy opiekunki? ci ludzie muszą spac na kasie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, ale chyba dzięki temu właśnie nie są szczęśliwi, współczuję im... Pracujemy zmianowo, ale po kilka godzin jesteśmy zawsze we dwie, potrzebne są osoby od 6.00 do 20.00, w jedną osobę nie da się tak pracować, we dwie nie jest łatwo, trzy to optimum. Ta trzecia ma przychodzić na cztery popołudniowe godziny.

    OdpowiedzUsuń
  3. na popołudniowe godziny?
    a co mamunia robi po południu?

    i cały czas się zastanawiam czy trojaczki to z takiego naturalnego strzału ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Mamunia jest w pracy po 12 h, najczęściej tyle pracuje, tatuś czasami bywa wcześniej, ale jest sezon piłkarski, a on gra amatorsko... Emilia jest po jakimś leczeniu, więc pewnie dlatego te trojaczki.

    OdpowiedzUsuń
  5. no, na trojaczki to ta kasa pewnie się przyda.
    a jak dlugo macie tam pracować? pójdą do złoba kiedyś?

    OdpowiedzUsuń
  6. Mają iść do przedszkola we wrześniu 2010, więc jeżeli mnie nie wywalą lub sama nie zrezygnuję to jeszcze ponad rok...

    OdpowiedzUsuń