wtorek, 2 czerwca 2009

A jednak

Bez wizyty lekarskiej się nie obeszło.
D. zaczęła paskudnie, mokro kaszleć i świszczeć przy oddechu.
Trudno to w ogóle nazwać WIZYTĄ.
Tym razem było na prawdę tragicznie.
Przyjechało znów całe pogotowie, ale za to w jakim składzie...
Do domu wpuściłam lekarkę z sanitariuszką. Stałam w odległości nieco ponad metr od doktorki i mimo to czułam od niej papierochy, ale tak okropnie, że papierośnica publiczna wymięka, niedobrze mi. Dziewczyny już ten smród przeraził, nie znają takiego zapachu, w domu nikt nie pali, bardzo płakały, a D. tylko co przebudzona wpadła histerię, czemu się nie dziwię.
Pani doktor rąk nie umyła - standard.
Badanie... hmmmm... cóż... Badaniem można nazwać trzykrotne przyłożenie słuchawki do pleców drącego się dziecka (liczyłam - dokładnie trzy razy u każdej...)? Nawet do gardła nie zajrzała, już nie wspominając o tym, że mogła migdałków dotknąć czy szyjnych węzełków. Może ja niedoceniam talentu tej kobiety? Może ma słuch absolutny lub patrząc widzi czy chore czy zdrowe? Nawet do "osłuchania" K. nie miała cierpliwości, w pośpiechu sama próbowała ją rozebrać szarpiąc za bodziaka, ponieważ nie zauważyła, że taki cud techniki zapina się przy pupie... Świst oddechowy D. skwitowała, że "to w nosku pełno", ja na to "regularnie czyścimy, są kropelki, więc niemożliwe", nie skomentowała. Powiedziała: "Tym dzieciom nic nie jest". Ja słyszę bez słuchawek... Receptę na mukosolwan i zalecenie soczku z malin zostawiła, pojechała. Mnie zatkało, a poza tym przy trójce wrzeszczących dzieci trudno było zrobić jej awanturę. Byłyśmy bezbronne i bezradne, same... :(
Zdałam relację Emili i ona zadzwoniła ze skargą do przychodni, to prywatna placówka, ale nawet gdyby była państwowa to to przecież pojęcie przechodzi wszelkie. Okazało się, że lekarka nawet nie jest pediatrą, a tych wizyt domowych dokonuje podwykonawca przychodni. Przepraszali, mamy wszystko opisać w e-mailu i jutro będzie specjalista, nasz pan doktor.
Może i laski nie są tragicznie chore, nawet D., ale żeby tak kompletnie lekceważyć pacjenta jeżeli już się u niego jest?!
Radą cioci Foksal leczymy z Alą same, idą inhalacje...
Dramat.
Wydłużyli mi czas pracy do 10 h dziennie. Może nie byłabym taka zmęczona gdyby nie ten lekarski typ rozrywki. :/ Dobranoc.

4 komentarze:

  1. skandal!
    co do samodzielnego leczenia - sądzę, że mucosolvanu nie dawac, skoro juz inhalujesz. mucosolvan zwiększa wydzielanie sie śluzu w oskrzelach, co generuje kaszel i te świsty.
    jak już, to tylko na dzień, w nocy dziecko nie powinno miec oskrzeli i gardła pełnych wydzielin.
    tylko inhaluj plus calpol (to paracetamol, ale pewnie wiesz) oraz z syropów Hedelix. jest rewelacyjny, zalecany alergikom. nie wiem, jakis cudowny jest, ale wystarczy pare dawek i kaszel znika. to preparat ziołowy, wyciag z bluszczu.
    tylko nie bierz odpowiednika o innej nazwie, bo ma mniejsze stęzenie tego bluszczu i nie działa tak piorunująco.
    to tyle od cioci dobrej rady :)

    OdpowiedzUsuń
  2. foksal -- nawet go nie wykupiliśmy, nic co od tej baby nie chcemy; wczoraj był inny lekarz, okazało się, że D. ma jednak założone oskrzela a G. powiększone węzełki czyli jednak te dzieci nie są zdrowe, zapisał poza tym eurespal, bioaron na wzmocnienie oraz Zyrtec bo ma podejrzenie, że te oskrzela oraz węzełki mogą być alergiczne. Hedelix skonsultuję z Emilią, ale ona raczej zwykle otwarta na propozycje moje czy Ali. :) Dzięki. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. to jeszcze poczytaj na temat Eurespalu. ja nie daję, chocby recepta była. wolę Hedelix.

    OdpowiedzUsuń
  4. Poczytam, teraz już im chyba mija, następnym razem... :)

    OdpowiedzUsuń