piątek, 12 czerwca 2009

Pochłonięta

Jest tutaj ktoś kogo już drugi raz z rzędu omija długi weekend? Czy to tylko ja mam takiego pecha, że dziś pracka na mnie czekała i to przyszłam godzinę wcześniej niż musiałam? Poza tym zagoniona jestem ostatnio jak nie wiem. Dwa weekendy naprzód nawet zajęte, tym razem przez rozrywkę na szczęście, jutro idę na koncert, który pomagam organizować, a za tydzień wyjeżdżam na "zabawę wyjazdową", o tym wkrótce.
Tydzień ciężki, wychodzę do pracy o 6.50 a wracam około 19.30, jak tu męża znaleźć? Kiedyś babcia dziewczynek słusznie zarzuciła Emilii: "przez te Twoje dzieci to dziewczyna starą panną zostanie...", nikt nie skomentował, no bo jak :D? Zarobię co prawda proporcjonalnie więcej, ale to co mam zarobić dziś już właściwie wydałam :P. "Konne zakupy" były, nabyłam odpowiednie spodnie oraz buty, wyglądam cudnie :D. Generalnie entuzjazm mnie rozpiera i nawet nie martwię się brakiem męża tylko cieszę tłumem wielbicieli :D, dobre co? :D
Dziewczynki oficjalnie uznane za zdrowe. K. dzisiaj nikogo nie ugryzła i ku uciesze wszystkich zostawiła w nocniku "coś grubszego", G. nie krzyczała tylko czytała książkę śmiejąc się przy tym, piszcząc i pokazując cosik sobie paluszkiem, D. jakaś nerwowa, a to przeszkadza jej siostra na drugim kolanie, więc próbuje zepchnąć, a to coś tam.
Czuję, że pewnie niedługo znów zaczną chorować patrząc na to jak są ubierane (przegrzewane najczęściej, a to najgorsze bo spocą się, powieje i gotowe). Jak tylko możemy to robimy po swojemu i jest git, ale nie zwsze się da. Wkurza mnie też to, że możemy wyjść właściwie tylko wtedy gdy pełne Słońce, zero wiatru i upał, czyli masakra. Zawsze byłam zdania, że dziecko powinno wychodzić w niemalże każdą pogodę, a jeżeli pogoda czy my niepewni to ubieramy tylko o jedną warstwę więcej niż my mamy na sobie. Działało zawsze w przypadku moich poprzednich podopiecznych - Krzysia i Moniki, dzieci rodzinnych, dawało radę w szpitalu. Może i jestem młoda, czy niedoświadczona, ale umiem postawić się na miejscu dziecka i logicznie myślę, a to dar jak zauważyłam ostatnio. Niestety, odzywać się jak się przekonałam nie ma co, bo mądrzejszy i tak jest ten kto przychodzi do domu w godzinach kąplieli i spania, a wychodzi zaraz po pobudce... :/
Ogólnie to zwykle ciężko mi patrzeć w upały na biedne, marudzące maluszki poubierane jak późną jesienią, z puchową poduszką pod głową i najlepiej jeszcze okryte kocem, a mamusia dziwi się, że płacze... zawsze mam ochotę ubrać taką kobietę w wełniane spodnie, sweter, okryć pierzyną i postawić w środku plażowego parawanu (zwykle dodatkiem do ciekawego stroju maluszka jest też opatulony ze wszech stron wózek), a niech się przekona, a co. Kiedyś znajoma położna środowiskowa opowiadała mi o spoconym noworodku, poubieranym i poprzykrywanym w upały tak, że się z niego aż lało, a kiedy delikatnie próbowała zwrócić uwagę mamusi ta wyrzuciła ją z domu, bo tak jest dobrze i kropka. Ech... idzie lato. :-)

3 komentarze:

  1. to lato to tiptopami idzie chyba :D:D:D
    u nas jesień na całego !
    a z tym ubieraniem to masakra !
    moja mama też chciała ingerować w ubieranie Kubali..oczywiście jak poszłam do pracy to ona miała wolną rękę bo przeca nie widziałam ale jak Kuba podrósł na tyle to sam decydował :-) i nie pozwalał się za ciepło ubierać :-)
    chłodny wychów jest zdecydowanie lepszy od cieplarnianego :-)

    ps pokaz fotkę w pełnym konnym rynsztunku :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. powiedz mamusi, że wychodzenie z dzieckiem w upał i w pełnym słońcu jest działaniem na jego szkodę, bo UV, wiadomo. wszędzie się o tym trąbi.
    w ogóle postawiłabym sprawę na ostrzu noża w tej kwestii (strój także).

    OdpowiedzUsuń
  3. Macie rację jak nie wiem co. :-)

    OdpowiedzUsuń