czwartek, 21 października 2010

Galllena odwiedza Ojczyznę

Spacerując wraz z bratem po rynku w rodzimej miejscowości Galllena zostaje zaczepiona przez starszą kobietę mówiącą po NIEMIECKU (!).
Staję jak wryta i gapię się oszołomiona. Przechodzący obok facet widząc sytuację tłumaczy na polski: "ona powiedziała: tamtędy przejścia nie ma". No ja wiem, że nie ma, ale czemu po niemiecku? Nie wygląda na... I weź tu wyjedź na tydzień DO OJCZYZNY! Na twarzy mam wypisane czy jak? Obejrzałam się cała, ciuchy kupione w Polsce, flagi dojczlandowej brak, torebka zakupiona owszem w szmatekscie z tym, że podobno włoska marka... Nie kapuję.
Brat odpowiedział, że "my wiemy, ale my do baru". Babcia zdziwiona: "O to pan po Polsku mówi?". Ja na to, że ja również. Kobieta: "A to gdzie ja ten niemiecki słyszałam?! haha". Nie wiem - ja myślę po Polsku nadal.
Za to sny mam ciekawe, po polsku, angielsku, niemiecku...
Aaaaaa... z nowinek - mam nową praacę w Dojczland. Jestem opienukną 8 miesięcznej Sofiji w niemiecko - włoskiej rodzinie. Ona do dziecka in Italienisz, on i Dżerman, a ja kaleczę :-D. Uczę się więc włoskiego. Jak to miło mieć jedno dziecko, normalnie latte machiato i pilniczek do paznokci chciałoby się rzecz! :-D

2 komentarze:

  1. Ty mów do małej po polsku ! a co niech się uczy dziewczyna od razu 3 języków

    zmorka

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, rodzice już na wstępie spytali po jakiemu z nią będę rozmawiać, to ja na to, że in dojcz. No chciałam pracę dostać, no! Skoro zapewniłam to tak musi być. In dojcz :-)

    OdpowiedzUsuń